Discussion:
Rzutki, srutki itp. pierdoły :-)
(Wiadomość utworzona zbyt dawno temu. Odpowiedź niemożliwa.)
Robert Hankiewicz
2010-02-27 08:54:39 UTC
Permalink
Na zewnątrz, nawet nocą, temperatura grubo powyżej zera ;-) Rzeki
nieśmiało pozbywają się lodowej otoczki. Za chwilę rozpocznie się sezon, a
wraz z nim, pojawią się pierwsi kajakarze. Napompowani testosteronem
wspaniali chłopcy, z ogromnymi pokładami energii, zmagazynowanymi podczas
zimy, w komórkach tłuszczowych ;-) O paniach nie wspominam, ponieważ one,
jak zwykle, pojawią się kształtne jak osy, choć temat i je dotyczy :-)

Każdy pewnie ma swoje metody na przygotowanie się do sezonu. Mi jednak, o
tej porze, nieustannie po głowie pląta się zdanie, które usłyszałem od
instruktora na Białce Szkoleniowej, a brzmi ono tak.

JEŚLI PRZED SEZONEM, NIE ODDAŁEŚ PRZYNAJMNIEJ 100 RZUTÓW RZUTKĄ
RATOWNICZĄ, NIE PŁYWAJ Z KOLEGAMI, BO STANOWISZ POTENCJALNE ZAGROŻENIE DLA
ICH ŻYCIA.

Zdanie mocne, jednocześnie rodzące wiele dodatkowych pytań.

Pierwsze i podstawowe, czy rzutka jest tylko dla kolegów?

A, co jeśli ktoś pływa sam?

Czy naprawdę wszyscy, rzutki potrzebujemy?

Czy musimy ćwiczyć posługiwanie się rzutką?

Jak sprawa rzutek wygląda, chyba większość z nas ma swój pogląd na ten
temat? Stąd wątek, który zakładam, aby poznać wasze zdanie.

Moje doświadczenia są takie. Kiedyś jednego z moich młodych kolegów,
zapytałem, dlaczego nie bierze rzutki do kajaka. Odpowiedział, dobrze
pływam, po za tym mi przeszkadza.
To prawda pływał świetnie, ja dużo gorzej, jednak rzutkę zawsze posiadałem
i posiadam.
Często z swoim syneczkiem, toczę boje, aby na spływ nawet spokojną rzeczką
zabrał rzutkę, założył kamizelkę z patentem. I słyszę, że będzie mu
przeszkadzać, kamizelka bez patentu jest wygodniejsza itd.
Kiedy był młodszy, spory wygrywałem już w blokach ;-) Dzisiaj jest
łatwiej, chyba zaczyna rozumieć :-)
Z doświadczenia wiem, że nawet na najspokojniejszym spływie trafiają się
wypadki, czasami tragiczne w skutkach. Czy jesteśmy przygotowani, na
prawidłową akcję ratowniczą?

Jeden z przykładów, chyba w 2005 roku na spływie Bobrem, kajakarzy chcąc
zabłysnąć odwagą, spłynął 7 metrowy jaz, za którym utworzył się bardzo
mocny odwój. Dodam, że wszyscy to miejsce obnosili. Oczywiście kolega wraz
z kajakiem w odwoju został. Na brzegu cała masa ludzi i nawet pół osoby z
rzutką ;-)
Miejsce dość trudne do zaasekurowania, jednak z rzutką i odrobiną
umiejętności możliwe.
Na ratunek kajakarzowi ruszyła turystyczna dwójka, na szczęście byli to
studenci AWF-u z Wrocławia. Poradzili sobie doskonale i kajakarza z odwoju
wyciągnęli. Narażali jednak swoje życie, my, choć rzutki mieliśmy byliśmy
jakieś 400 m od miejsca zdarzenia. Oczywiście ruszyliśmy na pomoc, na
szczęście dwójka była szybsza. Kajak był mielony w odwoju jeszcze przez
długi czas.

Ten sam kajakarz 2 lata później na Kamiennej postanowił spróbować sił,
wykabinował się tuż przed zakrętem, a później, była już walka o życie na
wypłaszczonym odcinku o głębokości 50 cm ;-)
Na brzegu wierni fani, spływowi koledzy, rozwinęli rzutkę i próbowali
rzucić niewłaściwą stroną liny, było trudno ;-)

Czy użycie rzutki jest skomplikowane?

Wydaje się, że nie, jednak w praniu jest już dużo gorzej :-)

Kiedyś w poprzednim klubie, zorganizowałem szkolenie z posługiwania się
rzutką. Mój syn siedział w kajaku ok. 6m od brzegu jeziora, a więc woda
stojąca. Wspólnie z kolegami rzucaliśmy do celu pierwszy rzut strymowaną
rzutką, następne, rozwiniętą. Myślę, że czekając na rzutkę nie
chcielibyście oglądać tego pokazu :-)

Sam znalazłem się kiedyś w odwoju, a wyszkolony ratownik podobnie mnie
rozczarował ;-)

Podający rzutkę to jeden koniec sznurka, z drugiego końca jest łapiący.
Wbrew pozorom jego też obowiązują pewne zasady. Tu jednak zachęcam do
znalezienia odpowiednich informacji ;-)
Nie wszystko powinienem podać na talerzu;-)

Zachęcam do komentowania, jednak wcześniej do porzucania, dzisiaj, jutro,
dobry moment ;-)

Pozdrawiam.

Zaznaczam, że nie jest to prowokacja :-)
MaGorEc
2010-02-27 11:02:11 UTC
Permalink
Post by Robert Hankiewicz
Czy naprawdę wszyscy, rzutki potrzebujemy?
To jest chyba trochę tak jak z umiejętnością udzielania pierwszej
pomocy. Nigdy, lub prawie nigdy nie uczysz się tego dla siebie.
Kamizelka, kask - to są rzeczy, które chronią Ciebie. Rzutka to coś, co
wozisz dla kogoś innego. I podobnie jak przy wszystkich innych
zabezpieczeniach: być może użyjesz jej tylko raz w życiu ale może będzie
to ten najważniejszy raz.
Post by Robert Hankiewicz
Czy musimy ćwiczyć posługiwanie się rzutką?
Na prawdziwej rzece w okolicznościach spływowych rzucałem dwa, może trzy
razy. Celność 70%. Sytuacja nie była podbramkowa i chodziło raczej o
ułatwienie wyjścia na brzeg załogom, które zaliczyły kabiny na Dunajcu,
za torem w Wietrznicach (swobodne spływanie z nurtem w kierunku Nowy Sącz)
Dużo razy rzucałem rzutką dla zabawy nad Wkrą. Zakładałem kamizelkę
(prawdziwą) i dmuchane motylki swojej 4-5 letniej córce, odchodziłem
dalej i rzucałem jej rzutkę, a potem szybko wybierałem linkę. Nazwaliśmy
to "motorówka". Dodam tylko, że dysponuję tylko rzutką basenową.
Post by Robert Hankiewicz
Moje doświadczenia są takie. Kiedyś jednego z moich młodych kolegów,
zapytałem, dlaczego nie bierze rzutki do kajaka. Odpowiedział, dobrze
pływam, po za tym mi przeszkadza.
Egoista. Typowe myślenie bez modułu empatii i wyobraźni. Ja mało tego,
że wożę rzutkę na spływy - ja ją zabieram na ryby :) Ostatnio koledzy
wędkarze na zawodach podlodowych byli zauroczeni tym urządzeniem i ostro
wypytywali gdzie taki przyrząd kupić :)
Post by Robert Hankiewicz
Czy jesteśmy przygotowani, na prawidłową akcję ratowniczą?
Mało kto jest z marszu na to przygotowany. Po pierwszym kursie
ratownictwa medycznego byłem tak naładowany wiedzą, że tylko się
rozglądałem za wypadkami, nieprzytomnymi ludźmi itp. Po roku byłem
świadkiem prawdziwego wypadku i wtedy ze zgrozą stwierdziłem, że moje
umiejętności gdzieś się ulotniły. Owszem, pamiętałem podstawy i mam
nadzieję, że sobie jakoś poradziłem, ale kontakt z prawdziwym
człowiekiem w sytuacji prawdziwego wypadku to coś zupełnie innego niż
słuchanie wykładów i ugniatanie manekinów. Dlatego wtedy poszedłem na
drugi kurs i chyba niebawem wybiorę się raz trzeci. W przypadku akcji
ratunkowej stopień trudności rośnie zdecydowanie. Najważniejsza jest
psychika, merytoryczne i mentalne przygotowanie. Bo praktyki - daj Boże
- najlepiej byłoby nie nabierać.
Post by Robert Hankiewicz
Jeden z przykładów, chyba w 2005 roku na spływie Bobrem, kajakarzy chcąc
zabłysnąć odwagą, spłynął 7 metrowy jaz, za którym utworzył się bardzo
mocny odwój. Dodam, że wszyscy to miejsce obnosili. Oczywiście kolega wraz
z kajakiem w odwoju został. Na brzegu cała masa ludzi i nawet pół osoby z
rzutką ;-)
Pamiętam Bóbr z roku 1999. Podziwiałem wtedy sposób zabezpieczenia całej
trasy. Nie wiem czy mówimy o tym samym miejscu ale tuż za Lwówkiem
Śląskim był taki wysoki jaz z odwojem jak diabli. Za jazem stało 4
ratowników + ponton na uwięzi i chyba nurek. No i oczywiście nie
zabrakło głównej postaci dramatu czyli pijaniutkiego śmiałka, który
skoczył sobie z owego jazu. Akcja była błyskawiczna. Mówię tu o spływie
"Bóbr - rzeka Piastów".

Dwa kilometry dalej ratowaliśmy jedną załogę. Niejaki Andrzej w
góralskim kapeluszu i jego partnerka zaliczyli kabinę. On jakoś wyszedł
na brzeg, ale kobitka wirowała, wczepiona w kapok, w takiej dużej cofce.
Podpływała do brzegu i oddalała się od niego. Podawanie wiosła nic nie
dawało bo pani bała się wypuścić z rąk kapok (a jakże, nie miała go na
sobie) Rzutki nie mieliśmy, więc zrobiliśmy łańcuch. Kolega wszedł do
wody po pachy, ja trzymałem go za rękę, a drugą ręką trzymałem się
jakiegoś korzenia. I nagle dramat: kobita poczuła jego chwyt za kołnierz
i rzuciła się jak lwica i złapała jak ośmiornica. Gdybym nie trzymał
korzenia to pewnie pływalibyśmy tam we trójkę. Reakcja jej nie powinna
dziwić, ponieważ jak się okazało była zalana w sztok i dodatkowo nie
potrafiła pływać. Utopiłaby nas baba jak nic.

Obiecałem sobie sprawić w tym roku prawdziwą rzutkę kajakową. I będę ją
woził ze sobą niezależnie od tego gdzie płynę.

Pozdrawiam
Maciek
Robert Hankiewicz
2010-02-27 20:01:20 UTC
Permalink
Post by MaGorEc
Egoista. Typowe myślenie bez modułu empatii i wyobraźni. Ja mało tego,
że wożę rzutkę na spływy - ja ją zabieram na ryby :) Ostatnio koledzy
wędkarze na zawodach podlodowych byli zauroczeni tym urządzeniem i ostro
wypytywali gdzie taki przyrząd kupić :)
Byłbym niesprawiedliwy, gdybym napisał, że był egoistą. Raczej posiadając
spore umiejętności, lekceważył zagrożenie, a może po prostu nie przyjmował
do wiadomości, że takowe istnieje. Empatia, no cóż może całkowicie
pozbawiony jej nie był, ale ta umiejętność schodziła u niego na dalszy
plan. Młody człowiek, jakich wielu. Najważniejsze, że nauka nie szła w las
:-).

Jeśli chodzi o rzutkę to wożę 2 szt. w bagażniku prawie cały rok.
Nie żebym szukał okazji do ich użycia, po prostu w ten sposób nigdy ich
nie zapomnę zabrać z domu ;-)
Post by MaGorEc
Post by Robert Hankiewicz
Czy jesteśmy przygotowani, na prawidłową akcję ratowniczą?
Mało kto jest z marszu na to przygotowany.
Tak dokładnie jest, jak napisałeś, dlatego tak ważne jest ćwiczenie.
No tak, ale skąd wziąć motywację, skoro umiejętność i tak w ostateczności
nie przydaje się nam.
W wypadku rzutki, wcale nie musi to być jakiś specjalistyczny kurs z
instruktorem za konkretną kasę. Może to być ćwiczenie w formie zabawy,
połączone z jakąś rywalizacją. Udział może brać rodzinka, znajomi. Można
ćwiczyć na spływie zorganizowanym, ale też prywatnym. Może to być forma
losowania osób np. do zmywania garów, każdy pomysł dobry. Najważniejsze,
aby rzucać ;-)

Czy gwarantuje to nam 100% skuteczność podczas akcji? Na pewno nie, ale z
pewnością większą, jak bez ćwiczenia.
Post by MaGorEc
Post by Robert Hankiewicz
Jeden z przykładów, chyba w 2005 roku na spływie Bobrem,
Sprawdziłem, to był 2006, ostatni oficjalny spływ Bobrem, za mało omega3
;-)
Post by MaGorEc
Pamiętam Bóbr z roku 1999. Podziwiałem wtedy sposób zabezpieczenia całej
trasy. Nie wiem czy mówimy o tym samym miejscu ale tuż za Lwówkiem
Śląskim był taki wysoki jaz z odwojem jak diabli. Za jazem stało 4
ratowników + ponton na uwięzi i chyba nurek. No i oczywiście nie
zabrakło głównej postaci dramatu czyli pijaniutkiego śmiałka, który
skoczył sobie z owego jazu. Akcja była błyskawiczna. Mówię tu o spływie
"Bóbr - rzeka Piastów".
Jaki ten świat mały :-) No cóż, również byłem na tym spływie. Jaz, który
opisałem wcześniej to nowa budowla z 2005 roku. Natomiast trudno mi
ocenić, o którym Ty piszesz? Za Lwówkiem jest parę jazów najwyższy we
Włodzicach i pewnie o ten chodzi. Natomiast, świetnie pamiętam Andrzeja w
góralskim kapeluszu i jego szlakową :-) Największy horror zgotowali
wszystkim na jazie pod mostem kolejowym w Bolesławcu. Może pamiętasz takie
miejsce gdzie na jazie wystawały betonowe zęby pół metrowej wysokości.
Jaz jest szczególnie niebezpieczny przy wysokiej wodzie, a taka z reguły
była na spływach Bobrem. Oni zamiast spłynąć do prawego brzegu, ruszyli na
wprost przebili się przez odwój, jednak zęby kajak zatrzymały. Co ciekawe
poradzili sobie w miarę spranie ;-) Na campingu jednostki wojskowej w
Parkoszowej, Andrzej był na tyle zmęczony, że zalogował się w moim
namiocie :-) Po drzemce kondycyjnej, opuścił moje posłanie i udał się na
dalszą degustację. Niestety to raczej smutny i nie najlepszy przykład w
dyskusji o bezpieczeństwie.
Post by MaGorEc
Obiecałem sobie sprawić w tym roku prawdziwą rzutkę kajakową. I będę ją
woził ze sobą niezależnie od tego gdzie płynę.
Miałem okazję przetestować kilka modeli sam posiadam dwa, jeśli mogę
doradzić to przetestuj rzutkę HF niewiele droższa, ale naprawdę
przemyślana w każdym calu konstrukcja.
Jeśli jeszcze od czasu do czasu poćwiczysz, to inni w Twojej obecności
będą się mogli czuć bezpieczniej :-)

Pozdrawiam

PS. Woda u nas ostro ruszyła, chłopaki dzisiaj pływali w odwoju, a ja
przez ponad dwie godziny rzucałem rzutką. Muszę powiedzieć, że o ile
skuteczność z sklarowaną rzutką prawie 100%, to już zwijaną o wiele
gorsza. Jutro też poćwiczę ;-)
n***@poczta.fm
2010-02-28 21:53:53 UTC
Permalink
Post by MaGorEc
Post by Robert Hankiewicz
Czy jesteśmy przygotowani, na prawidłową akcję ratowniczą?
Mało kto jest z marszu na to przygotowany. Po pierwszym kursie
ratownictwa medycznego byłem tak naładowany wiedzą, że tylko się
rozglądałem za wypadkami, nieprzytomnymi ludźmi itp. Po roku byłem
świadkiem prawdziwego wypadku i wtedy ze zgrozą stwierdziłem, że moje
umiejętności gdzieś się ulotniły. Owszem, pamiętałem podstawy i mam
nadzieję, że sobie jakoś poradziłem, ale kontakt z prawdziwym
człowiekiem w sytuacji prawdziwego wypadku to coś zupełnie innego niż
słuchanie wykładów i ugniatanie manekinów. Dlatego wtedy poszedłem na
drugi kurs i chyba niebawem wybiorę się raz trzeci.
Bo z tym jest jak z kazdą wiedzą. Aby była musi byc praktykowana. W innym
przypadku pojedynczy kurs to tylko złudzenie. Ale już kilka kursów, w pewnym
odstępie czasowym tworzy pewne podwaliny pod umiejętności. To się wtedy
rzeczywiscie utrwala a nie zdobywa wiedze na zasadzie 3Z.
--
Wysłano z serwisu OnetNiusy: http://niusy.onet.pl
Marek
2010-03-08 19:11:36 UTC
Permalink
Dobry temat na początek sezonu. Szkoda, że pod tak sarkastycznym (choć
miał być zapewne ironiczny) tytułem.
Sporadyczne czytanie listy wystarczyło by zauważyć, że niektórzy
tutejsi klikacze niezbyt serio traktują takie "gadżety" na pokładzie.
Ale chyba nie należy się tym przejmować? Rzutka to mały i lekki worek.
Ani przy kamizelce, ani przy łódce nie stanowi kłopotliwego balastu, a
lepiej ją mieć niż nie mieć, więc o co kruszyć kopie?
Jestem człekiem mało doświadczonym (zaledwie dwa intensywne sezony za
sobą), Ale nie wyobrażam sobie pływania bez rzutki. Nawet solo. Nie
tylko dlatego, że przydaje się do suszenia betów i spławiania łódki na
progach, które boję się spłynąć bez wsparcia (kogoś z rzutką :) ).
W tym krótkim czasie miałem okazję używać jej także do ściągania pnia
na przeciętej zwałce i do asekuracji pływaka, który ruszył na bystrze,
by odzyskać zablokowany sprzęt oraz asekuracji dziecka, które trzeba
było przygotować na bezpieczne spływanie z nurtem po kabinie.
Widziałem też jak dziewczyna walczy o życie w pozornie niegroźnym
odwoju przy grającej muzyce i kilkudziesięciu bezradnych świadkach.
Wtedy pomogła dopiero druga rzutka, a dwie potrzebne były dla
bezpiecznego uwolnienia kajaka. Miło było także dostać celnie podaną
rzutkę po kabinie w odwoju z którego wylazłem samodzielnie. Bo wtedy
nie było to jeszcze takie oczywiste :). Nie odważyłbym się bowiem
spłynąć żadnego progu bez asekuracji.
Wprawdzie góry tworzą szczególne warunki, ale byle badyl może je
zaserwować także wyluzowanym kajakarzom nizinnym. Przekonałem się o
tym na Przemszy, tracąc przy tym okulary i piwo. Dlatego moim zdaniem
rzutka powinna być traktowana jak oczywiste wyposażenie kajaka czy
kanadyjki. A to oznacza konieczność opanowania techniki posługiwania
się nią. Taki trening to niezła zabawa i chyba nie potrzeba do tego
żadnej dodatkowej motywacji ;).

--
Marek
RL
2010-03-08 19:20:22 UTC
Permalink
Post by Marek
tym na Przemszy, tracąc przy tym okulary i piwo.
BRAĆ GO!!!

:-DDD
Marek
2010-03-08 19:29:10 UTC
Permalink
Okularników się nie bije!
RL
2010-03-08 21:44:10 UTC
Permalink
Post by Marek
Okularników się nie bije!
To ściągaj te pingle! :-D
Marek
2010-03-08 23:03:59 UTC
Permalink
RL napisał:
[...] :-D

Kurcze!(ę) Jak w wojsku. A rozważałem właśnie profanację świętości i
wlezienie z gumą między "bogów wiosła", czyli zajrzenie na zlot ;). A
tam, kontynuując na wodzie wieczorną imprezę dostałbym pewnie po...
hmmm... wieszaku na pingle (by nie użyć trywialnego "po ryju"). RL,
nie jesteś (mam nadzieję) asasinem tego precla? :D
Jeśli upodmiotowić żywioł, to mądra Przemsza sama zadbała o moje
bezpieczeństwo, zabierając trunek w bezzwrotny depozyt. Choć Dunajec
przy podobnej próbie spaprał sprawę, bo zwinął mi tylko rzutkę
(osłabiając morale do końca spływu), a lodóweczkę z piwem zdążyłem
złapać (ciutkę wzmacniając tym dziełem i jego dobroczynnym skutkiem
osłabione morale).
Było o rzutce, więc to chyba nie OT ? ;)
Pozwolę sobie jednak na osobistą dygresję nie związaną z tematem, choć
związaną z naszą wymianą postów.
U nas (przynajmniej na preclu) śmiertelnie poważnie traktuje się
problem alkoholu na wodzie. Fakt, że w "polskiej normie" jest
przeginać na tym polu i nawet w tym wątku znajdą się tego przykłady.
Ale mi lepiej pasuje norma czeska, a tam alkohol jest dla ludzi z
wyobraźnią i świadomością własnych możliwości. I choć Czesi mają
bardziej wymagające rzeki - nie demonizują problemu. Chyba nie sposób
zobiektywizować kryteria, ustalić wiarygodne przeliczniki i wykazać
statystycznie (po topielcach i akcjach ratunkowych) która norma jest
lepsza, ale ta czeska jest bardziej ludzka :).

--
Marek
RL
2010-03-09 05:47:52 UTC
Permalink
Post by Marek
Ale mi lepiej pasuje norma czeska, a tam alkohol jest dla ludzi z
wyobraźnią i świadomością własnych możliwości. I choć Czesi mają
bardziej wymagające rzeki - nie demonizują problemu. Chyba nie sposób
zobiektywizować kryteria, ustalić wiarygodne przeliczniki i wykazać
statystycznie (po topielcach i akcjach ratunkowych) która norma jest
lepsza, ale ta czeska jest bardziej ludzka :).
Był parę miesięcy temu wątek na temat picia na wodzie. Mnie się też
bardziej podoba takie podejście jak piszesz, ale cóż - oberwało mi się
od fanatyków. Chociaż w zamian mam zachowanego posta pisanego takim
językiem, że tłumaczenie przez Google z chińskiego - na angielski - na
rosyjski - na polski się chowa. :-D

Radek
Robert Hankiewicz
2010-03-11 22:21:31 UTC
Permalink
Post by Marek
Ale mi lepiej pasuje norma czeska, a tam alkohol jest dla ludzi z
wyobraźnią i świadomością własnych możliwości. I choć Czesi mają
bardziej wymagające rzeki - nie demonizują problemu.
Należy też dodać, że mają większe umiejętności ;-)
Po za tym, czy ktoś Ci piwo kiedykolwiek zabronił pić, nawet w kajaku?
Inna sprawa, czy koniecznie w kajaku jest najlepsze miejsce na spożywanie?
Czy nie chodzi przypadkiem o manifestację pewnego rodzaju wolności?
A może jak się głębiej zastanowimy, to tak naprawdę w jakimś sensie
jesteśmy zniewoleni?
Pytań można pewnie postawić więcej, tylko, po co? Skoro niczego nie
wyjaśniają, tylko sieją coraz więcej wątpliwości.
Jaroslaw
2010-03-12 11:06:32 UTC
Permalink
Post by Robert Hankiewicz
Post by Marek
Ale mi lepiej pasuje norma czeska, a tam alkohol jest dla ludzi z
wyobraźnią i świadomością własnych możliwości. I choć Czesi mają
bardziej wymagające rzeki - nie demonizują problemu.
Należy też dodać, że mają większe umiejętności ;-)
Po za tym, czy ktoś Ci piwo kiedykolwiek zabronił pić, nawet w kajaku?
Inna sprawa, czy koniecznie w kajaku jest najlepsze miejsce na spożywanie?
Czy nie chodzi przypadkiem o manifestację pewnego rodzaju wolności?
A może jak się głębiej zastanowimy, to tak naprawdę w jakimś sensie
jesteśmy zniewoleni?
Pytań można pewnie postawić więcej, tylko, po co? Skoro niczego nie
wyjaśniają, tylko sieją coraz więcej wątpliwości.
jarolaw napisal :

NA X MIEDZYNARODOWYM SPLYWIE NA DUNAJCU :
zaraz za Nowym Targiem owinęł składak i słup mostowy.i tylko się
chlapał jak żagiel myśmy przeszli celując w srodek warkocza. Następnie
starałem isc pomiędzy głazami i dobrze "czytać" wode.
Ale na przełomie na zakręcie potężnie przyparło nas do ścialnej
sciany i tylko całą siłą nie daliśmy sie wtrącic pod nia. Tu składak
miał duże zalety ale decydowała siła mięśni. Cały przet woziły nam
Ciężarowki byli tez i czesi ale nie pili "do oporu".Ja z kumplem
jechalisny bez piwa na kajaku. Ta jakos "nie wypada" wieczorem przy
ognisku to inna sprawa.Nikt sie jeszcze wtedy nie utopił, dopiero 5
lat pozniej był jedem trup.
Oczywwiscie dostawalo sie odznake i mase punktow do zlotej ozdanki
Turystyki Kajakowej PTTK. Obecnie malo slychac o PTTK a slychac radia
na wodzie.Ogniska paliło sie pali i będzie się palić zawsze. Dzikich
biwakoe było więcej praktycznie za kazdym zakretem.Kultura słowa była
wieksza nie uzywało sie czasownikow p...li, rzeczownikow H. ale i tak
duzo zwiazkow rodzinnych tworzylo sie na wodzie,To bedzie zawsza bo
ludnie nie sa tak i głupi jak piszą pismaki
pozdrawiam grupę ! jarosław

Robert Hankiewicz
2010-03-11 21:55:57 UTC
Permalink
Post by Marek
Szkoda, że pod tak sarkastycznym (choć
miał być zapewne ironiczny) tytułem.
Na pewno nie miał być z założenia sarkastyczny ;-) To raczej fragment
większej całości, jednak nie warto do tego wracać :-)
Post by Marek
Sporadyczne czytanie listy wystarczyło by zauważyć, że niektórzy
tutejsi klikacze niezbyt serio traktują takie "gadżety" na pokładzie.
Ale chyba nie należy się tym przejmować?
Nie ukrywam, że jest mi miło i jakoś pewniej się czuję, kiedy czytam posty
podobne do Twojego ;-)
Post by Marek
Taki trening to niezła zabawa i chyba nie potrzeba do tego
żadnej dodatkowej motywacji ;).
Różnie z tą zabawą bywa, czasami przydaje się dodatkowa motywacja.
Niestety smutna prawda jest taka, że rzutka u większości kajakarzy
nizinnych nie stanowi obowiązkowego wyposażenia. Jeśli już nawet u paru
osób się znajdzie, to różnie bywa z umiejętnością jej użycia. Nie piszę
tego, bo tak mi się wydaje, ale parę razy miałem okazję się przekonać.
Nie ukrywam, że gdyby większość kajakarzy potraktowała rzutkę oraz
posługiwanie się nią, jako ważny element swojego kajakarstwa byłoby pewnie
bezpieczniej.
Kasuj
2010-02-27 11:41:28 UTC
Permalink
Post by Robert Hankiewicz
Jeden z przykładów, chyba w 2005 roku na spływie Bobrem, kajakarzy chcąc
zabłysnąć odwagą, spłynął 7 metrowy jaz, za którym utworzył się bardzo
mocny odwój. Dodam, że wszyscy to miejsce obnosili. Oczywiście kolega wraz
z kajakiem w odwoju został.
Próbowałem drogą redukcji dojść przyczyny źródłowej, która posiadanie rzutki
na spływie czyni niezbędnym. Otóż wyszło mi, że ową praprzyczyną jest
organizowanie masowych (ponad trzy łódki) spływów. I to niezależnie od
stopnia trudności szlaku. W miarę wzrostu liczby uczestników, nie tylko
spływów zresztą, rośnie (i to wykładniczo , bo obecność panien stanowi
dodatkowy bodziec) prawdopodobieństwo wystąpienia przeróżnych idiotycznych
demonstracji. I nawet gdyby wszyscy mieli owe rzutki, to i tak znalazł by
się ktoś bardziej nieprzewidywalny.Zacznijmy może od drugiej strony. Komu i
do czego są potrzebne (niezbędne) masowe spływy? Oczywiście, oprócz ich
organizatorów. Jakie atrakcje występują tylko tam i są niedostępne dla
tych, którzy w takich spływach nie uczestniczą? Przy wyjaśnieniach (jeżeli
będą - proszę, potraktujcie mnie jak kogoś bez żadnego doświadczenia).

- pzdr
Matusz
2010-02-27 12:39:48 UTC
Permalink
Post by Kasuj
Zacznijmy może od drugiej strony. Komu i
do czego są potrzebne (niezbędne) masowe spływy? Oczywiście, oprócz ich
organizatorów. Jakie atrakcje występują tylko tam i  są niedostępne  dla
tych, którzy w takich spływach nie uczestniczą? Przy wyjaśnieniach (jeżeli
będą - proszę, potraktujcie mnie jak kogoś bez żadnego doświadczenia).
A od ilu łódek zaczyna się spływ masowy według Ciebie?

Matusz
MaGorEc
2010-02-27 12:54:39 UTC
Permalink
Post by Kasuj
Komu i
do czego są potrzebne (niezbędne) masowe spływy? Oczywiście, oprócz ich
organizatorów. Jakie atrakcje występują tylko tam i są niedostępne dla
tych, którzy w takich spływach nie uczestniczą? Przy wyjaśnieniach (jeżeli
będą - proszę, potraktujcie mnie jak kogoś bez żadnego doświadczenia).
Nie wyciągałem z użyciem rzutki człowieka z odwoju. Nie ratowałem w ten
sposób życia.

Natomiast:

Suszyłem ubrania na rozpiętej rzutce.

Sporządziłem z plandeki i rzutki rodzaj zadaszenia, pod którym spałem
smacznie.

Nabierałem z użyciem rzutki wody do kubła z wysokiej burty.

Przeciągałem kajak po zwałce używając złożonej na pół liny z rzutk
(wiosłem założył tę pętlę na solidny konar po drugiej stronie przeszkody
mój szlakowy)

Ciągnąłem kajak po łące na 20 metrowej cumie z rzutki, na której
zawiązałem rodzaj szelek (na długiej linie ciężar ciąga się łatwiej)

W trakcie spływu z młodzieżą oznaczyliśmy brzeg rzeki rozciągniętą
rzutką. Okazało się to słuszne bo nad ranem przyszła taka mgła, że widać
było tylko koniec nosa i ktoś mógł się wykąpać.

W czasie transportu zdarzyło mi się wiązać moją pomarańczową rzutkę pod
kajakiem przewożonym na dachu auta.

Pozdrawiam
Maciek
*j
2010-02-27 13:33:44 UTC
Permalink
... masowych (ponad trzy łódki) spływów....Jakie atrakcje występują
tylko tam i są niedostępne dla
tych, którzy w takich spływach nie uczestniczą?...
Może po prostu spróbuj na taki spływ pojechać i przekonać
się osobiście, jak to jest.
Najbliższa okazja, którą z czystym sumieniem polecam,
to najbliższy zlot p.r.k.
--
g***@kajak.org.pl
2010-02-27 20:11:53 UTC
Permalink
Post by *j
tych, którzy w takich spływach nie uczestniczą?...
Może po prostu spróbuj na taki spływ pojechać i przekonać
się osobiście, jak to jest.
Najbliższa okazja, którą z czystym sumieniem polecam,
to najbliższy zlot p.r.k.
--
Jade bo sie napalilem ;-\

Pzdr G-Y
--
Wysłano z serwisu OnetNiusy: http://niusy.onet.pl
Robert Hankiewicz
2010-02-28 10:09:25 UTC
Permalink
Post by g***@kajak.org.pl
Jade bo sie napalilem ;-\
Tyle, że się w złym wątku zapisałeś i może się zdarzyć, że koledzy Ciebie
pominą :-)
Zapisy na zlot, są w wątku pt. Lista chętnych na kwietniowy Zlot p.r.k. :-)

Pozdrawiam
g***@kajak.org.pl
2010-02-28 19:56:16 UTC
Permalink
Post by Robert Hankiewicz
  Jade bo się napaliłem ;-\
Tyle, że się w złym wątku zapisałeś i może się zdarzyć, że koledzy Ciebie
pominą :-)
Zapisy na zlot, są w wątku pt. Lista chętnych na kwietniowy Zlot p.r.k. :-)
Pozdrawiam
Nie ważne gdzie się zapisze ale myślę że jakoś dotrę bo wiem gdzie. ;-)
A pominąć mogą bo jestem samowystarczalny.

Pzdr G-Y
--
Wysłano z serwisu OnetNiusy: http://niusy.onet.pl
Marcin
2010-03-10 09:26:28 UTC
Permalink
Witam,
pływam z rzutką na pokładzie kajaka od kilku lat i do tej pory jeszcze nie
miałem okazji jej użyć w akcji. Nie ubolewam nad tym faktem. Kiedyś zimą
wybraliśmy się z kolegami na Bug. Po pewnym czasie zatrzymaliśmy się na zakolu
rzeki na krótki popas. Wszyscy z wyjątkiem mnie wyszli na brzeg a mnie zachciało
sie popisów z podpórkami. Jeden z takich popisów zakończył się kabiną. W tym
czasie usprawiedliwiałem się, że nie wstałem eskimoską bo miałem w ręku
pożyczone wiosło. A więc wypłynąłem obok kajaka, który nurt szybko zaczynał
spychać na środek rzeki - w tym miejscu dosyć szerokiej. Szok, lodowata woda.
Wrzasnąłem aby ktoś rzucił mi rzutkę ale okazało się, że nikt jej nie ma więc
pozostało holowanie kajaka do brzegu. Zanim zdecydowałem się na holowanie
upłynęły 2-3 minuty. Płynąłem ok 5 minut. W wodzie o temperaturze ok. 4 stopni
przebywałem ok. 8 minut. Gdy dzięki pomocnym dłoniom kolegów wygramoliłem się na
brzeg zesztywniałem i padłem jak kłoda.

Moim zdaniem każdy kajakarz, który myśli o bezpieczeństwie innych - szczególnie
podczas zimowego pływania na dużej rzece - powinien mieć na pokładzie rzutkę. Z
satysfakcją obserwuję, że coraz więcej wiślanych kajakarzy zabiera ze sobą
rzutki i pływa w kamizelkach. Inna sprawa, że czasami trzeba tą rzutką trochę
porzucać dla treningu.

Pozdrawiam
Marcin
--
Wysłano z serwisu OnetNiusy: http://niusy.onet.pl
Loading...